Przywileje podatkowe są często tym, co przyznaje się takim inwestorom na określony czas, niekiedy mogą także oni otwierać swoje placówki na terenach specjalnych stref ekonomicznych, gdzie także przez określony czas mogą liczyć na pewne uprzywilejowane traktowanie. Wszystko to sprawia jednak, że wiele firm kalkuluje swój pobyt na danym terenie wyłącznie na te pięć czy dziesięć lat, a po okresie karencji podatkowych natychmiast zabierają swój biznes lub sprzedają go innemu inwestorowi.
Z punktu widzenia optymalizacji finansowej takie działanie korporacji jest całkowicie dopuszczalne, ale szkody społeczne w regionie nagle mającym kolosalne problemy z bezrobociem są nieporównanie większe. Problematyczne jest także to, że przez wiele lat, a nawet dekad, największe firmy bogacące się na pieniądzach obywateli danego kraju i ich pracy, nie oddają nic w zamian, ponieważ nie muszą płacić podatków. Wielokrotnie tez dochodzi do sytuacji, w których rząd wcale nie zamierza dawać nowym firmom, a w szczególności sklepom wielkopowierzchniowym dodatkowych ulg, ale te dzięki wytężonej pracy własnych prawników posiadają własne sprawdzone mechanizmy ukrywania dochodu albo rozliczania się w innym państwie.
Wybranie raju podatkowego, zarejestrowanie tam kilku spółek córek czy fikcyjnych dostawców albo odbiorców swoich usług i towarów, pozwala na skuteczne obejście lokalnych procedur fiskalnych oraz organów kontrolnych i rozliczanie się po zdecydowanie niższych stawkach, czyli zabezpieczanie swojego zysku. Nie dziwi więc, że partia polityczna, która doszła do władzy postulując wyższe opodatkowanie takich sklepów i jednoczesne podniesienie ściągalności takiego podatku, poprzez usztywnienie regulacji i podniesienie mechanizmów dozoru oraz wzmożeniu kontroli – może w imię społecznego poparcia dokonać takich zmian w prawie. Jak się jednak okazuje, prawne regulacje uderzają nie tylko w największe sieci, albowiem te w ostatecznym rozrachunku posiadają ogromne możliwości negocjacyjne i są zawsze w stanie przerzucić część z tych nagłych kosztów na swoich własnych dostawców. Resztę pokryją klienci, więc największe sieci ostatecznie znajdą sposób na zrekompensowanie sobie tych niekorzystnych regulacji fiskalnych.
W ustawie przyjęto jednak założenie, w ramach którego za duże sklepy uważa się te, które w ciągu roku przekraczają obrót na poziomie kilkuset milionów. Dla sklepów osiedlowych zrzeszonych w sieciach franczyzowych, które należą do setek lub tysięcy małych lokalnych sklepikarzy, oznacza to konieczność płacenia tego podatku. Chociaż przeważnie jeden franczyzobiorca ma jeden lub dwa punkty, będzie traktowany jako członek takiej wielkiej sieci handlowej i przez to podlegał będzie pod prawo, które każe mu płacić podatek, jaki będzie w stanie kompletnie pozbawić go ekonomicznego uzasadnienia do dalszego prowadzenia biznesu. To właśnie małe i średnie przedsiębiorstwa tego typu powinny być przez ustawodawcę chronione w pierwszej kolejności, tymczasem zupełnie przypadkiem to one mogą być poszkodowane.